Trzciński miszmasz

Pod koniec lata wybrałam się wraz z siostrą, kolegą i jego mamą do miasteczka o nazwie Trzcińsko - Zdrój. Znajduje się ono jakieś 20 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Miasteczko wykształciło się ze średniowiecznej osady rybackiej usytuowanej na wyspie jeziora. Było miejscowością typowo rolniczą. Nazwa miejscowości swój drugi człon zawdzięcza temu, że w roku 1895 miejscowy lekarz odkrył na tamtejszych terenach torf borowinowy, powstało kąpielisko oraz zakład leczniczy, do którego zjeżdżali kuracjusze z północnej Europy. 

Co rzuca się od razu w oczy po dotarciu do centrum Trzcińska? To że jest otoczone murami obronnymi z czerwonej cegły oraz baszty. Najstarsze fragmenty murów pochodzą z XIV wieku.

Pojechaliśmy tam na Trzcińskie Spotkanie z Historią 2020. Brzmiało ciekawie, nie mieliśmy ciekawszych planów, było blisko i lubimy historię, no to trzeba było sprawdzić, jak ta impreza będzie wyglądać.

Jak dla mnie to katapulta, ale kolega jakoś inaczej to nazwał. Nie pamiętam. Takie namioty porozstawiali na placu nad jeziorem. Myślę, że było ich ok. 20. Zdjęcie zrobione przeze mnie.

Ratusz w Trzcińsku-Zdroju. Fotografia prywatna. 2020 r.

Zaparkowaliśmy samochód przy jednokierunkowej niedaleko ratusza miejskiego, który dawniej pełnił funkcję domu kupieckiego. Jednak niełatwo było znaleźć miejsce imprezy. Wiedzieliśmy, że mamy szukać jeziora, ale na żadne kierunkowskazy czy informacje nie można było liczyć. Trzeba było kogoś zaczepić na ulicy, no i to zrobiliśmy. Okazało się, że wystarczyło skręcić między budynki naprzeciwko ratusza i zejść w dół wąską dróżką. No więc zeszliśmy nią w dół i po prawej stronie zainteresował nas ogrodzony siatką budynek z czerwonej cegły wyglądający jak uzdrowisko i taka też tablica informacyjna się przy nim znajdowała. Ale to nie było uzdrowisko, a przynajmniej już nie w czasie obecnym. Teraz to Dom Pomocy Społecznej urządzony w naprawdę uroczym zakątku miasta, bo nad jeziorem i w pobliżu sporego parku, także jest gdzie spacerować.

Placyk naprzeciwko ratusza. Fotografia własna.

Co prawda o park trzeba by bardziej zadbać, ale alejki są. Po prawej stronie za to znajdował się długi mur, w którym po jakiś czas były drzwi z desek. Ciekawiło nas, co za nim jest i udało nam się tego dowiedzieć, bo naszą rozmowę podsłuchał idący przed nami mężczyzna i zdradził nam ten sekret.

Jezioro i teren wokół niego naprawdę mają potencjał. Bardzo ładne miejsce. Ten czerwony budynek to DPS. Zdjęcie mojego autorstwa.

Wracając do Trzcińskiego Spotkania z Historią, no to najbardziej nam się podobało ... jedzenie i pies rasy samojed. Jedzenie typowo festynowe, tzn. frytki, hot-dogi, ale była też pieczona kiełbaska z pieczonymi ziemniaczkami, pajda chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym, piwo i lody. Całego menu nie pamiętam. Jednak, spotkaliśmy Pana Wikinga, który robił samodzielnie naturalne dżemy malinowe, sok z malin oraz ciastka wypiekane właśnie z jakiegoś bardzo starego przepisu Wikingów. Pan bardzo sympatyczny, uraczył nas też opowieścią nordycką i trochę zabawił rozmową. Chciałam poznać przepis, ale nie zdradził. Powiedział, że mogę jechać z nim w rejs i sama zgłębić te tajniki. Kupiliśmy łącznie chyba ze 20 ciastek i słoiczek dżemu malinowego. Było strzelanie z łuku, totalnie amatorskie, walki ,,rycerzy", taniec ognia ... bez ognia. Na nim już w sumie nie zostaliśmy, bo już nic się ciekawego nie działo. Zorganizowano konkursy dla dzieci i było wiele stoisk z wyrobami imitującymi średniowieczne naczynia, torby, biżuterię czy miecze. 

Kupiliśmy sobie na pamiątkę wisiorki z brązu z symbolami nordyckimi lub celtyckimi, mającymi najczęściej związek ze słońcem lub księżycem. Jeden taki 25 zł. Zdjęcie własne.


 

Impreza jako taka zbyt porywająca nie była, ani te atrakcje. Jeśli ktoś mieszka na miejscu to może sobie pójść na kilka godzin. Jak ktoś lubi festyny to też. My spodziewaliśmy się więcej wydarzeń historycznych, opowieści i nieamatorszczyzny. Krótko mówiąc, była bida, a mogłoby to lepiej wyglądać i bardziej wciągnąć ludzi. Wydarzenie mocno nastawione na zysk, a nie na wiedzę i rozrywkę.

Ciastka, które przywiozłyśmy do domu. Fotografia prywatna.

Miałam jeszcze zdjęcie kościoła w Trzcińsku, ale gdzieś się zapodziało. Prawdopodobnie usunęłam, bo potrzebowałam miejsca na telefonie i nigdzie indziej na zapisałam. ;(


Źródło:

1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzci%C5%84sko-Zdr%C3%B3j



Komentarze

  1. Jakkolwiek oceniasz, to jednak dobre i to, że chce się komuś organizować takie imprezy.
    Zawsze coś tam nowego człek się dowie i miło spędzi czas :-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie lubię tego typu festyny, nawet jeśli atrakcje nie są jakieś porywające ale też nie jechałabym na taki specjalnie nie wiadomo gdzie. Tak jak mówisz to jest dobre dla mieszkańców, czy tam przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie inicjatywy. Nawet jeśli nie ma efektu wow :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak nie jestem fanką ludycznych , folkowych imprez , to myślę sobie , że na "bezrybiu i rak ryba" :) W czasie pandemii to nawet i taka impreza teraz by mnie ucieszyła :) Chciałoby się znowu zobaczyć beztroskie tłumy ludzi cieszących się, bawiących ot tak po prostu .... A tak musi mi wystarczyć Twój reportaż z wydarzenia ....ale i za to dzięki :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie nieduże miasteczka mają swój urok :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super post. : D <3
    follow for follow? tell me the answer in my new post!
    jfashionlover.online <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz słyszę o tym miejscu. Mam sentyment do takich miasteczek.Mają swój klimat :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz